Dla mnie nie ma tu jednego, wybijającego się ponad wszystkimi bohatera. To cała trójka była "bohaterem" pierwszego planu i świetnie się uzupełniali (dorzuciłabym jeszcze Barbossę, bo bez niego "Piraci" to nie piraci. Swoją drogą Geoffrey Rush również zagrał rewelacyjnie). To jeden z nielicznych filmów, gdzie główni bohaterzy tworzą jeden, równy zespół, w którym nie ma przewodnika, a brak którejkolwiek z tych osób powoduje natychmiastową pustkę. Nawiązuję do Twojego ostatniego zdania: "A może to cała trójka tworzy jedną wielką, piracką historię??" – tak, właśnie o to chodzi :)

Wyraziłem o tym swoją opinię w innym temacie, ale dopiszę tutaj:
Głównych bohaterów jest troje: Jack, Will i Elizabeth. Czas występowania na ekranie jest rozłożony równomiernie pomiędzy te trzy postacie. Śmiem nawet twierdzić, że Will i Elizabeth są bardziej głównymi bohaterami od Jacka. Historia "Piratów z Karaibów" to tak na prawdę ich historia. To oni pojawili się w pierwszej scenie trylogii (gdy Elizabeth, jako dziecko płynie sobie z Gibbsem na statku i spotykają nieprzytomnego Willa na tratwie) i ostatniej (gdy Elizabeth razem z synem czekają na wyspie, a na morzu pojawia się Will). To pokazuje, że głównym motywem trylogii jest ich związek. Przez wszystkie trzy części widzimy jak postacie Willa i Elizabeth ewoluują. Will ze zwykłego kowala z czasem zmienia się w pirata, a na końcu zostaje kapitanem Latającego Holendra. Natomiast Liz też staje się piratem, potem kapitanem Cesarzowej, a w końcu królową piratów. Oboje osiągają swoje cele: Will uwalnia ojca, a Elizabeth wchodzi w związek małżeński z Willem.
Seria nie opowiada natomiast historii Jacka. Zamiast głównym bohaterem nazwałbym go raczej ikoną trylogii, postacią nadającą filmowi barw. Sparrow, w przeciwieństwie do wyżej wymienionej dwójki, nie ma żadnych określonych celów. Bardziej jest ich pomocnikiem i przewodnikiem. Osobą nadającą ich wątkom dynamiki.